Wednesday, August 14, 2013

2013-08-11 Wauponsee Glacial Trail (Joliet-Wilmington)

Jak co niedziele nasz klub rowerowy Polka Circle wyruszył na kolejną wyprawę. Tym razem naszym celem było poznać nieznane dla nas tereny na południe od Joliet, IL a szczególnie 25 milową trasę Wauponsee Glacial Trail. Nietypowością tej trasy rowerowej jest fakt, że nie ma przy jej początku czy końcu parkingu na którym moglibyśmy sie umówić i pozostawić nasze samochody. Postanowiliśmy więc, że najwygodniejszy dla nas dostęp do tej trasy będzie z parkingu przy ulicy E. Laraway Rd (pomiedzy S. Chicago St & Old Manhattan Rd.) około 3 mile odległego od początku szlaku.


Na miejsce startu o godzinie 11 rano na parking dotarły trzy dziewczyny: Ola, Maria i Ania (ja). Dzień byl słoneczny i wietrzny, a temperatura była idealna do jazdy rowerowej 70F. Więc bez gramolenia się i ociągania (jak to czasami bywało w niedzielę rano) wszystkie trzy wskoczyłyśmy na nasze rowerki i popędziłyśmy wyznaczoną trasą przed siebie.


Pierwsze co zwróciło naszą uwagę to były słonie...ale nie, to nie słonie tylko mamuty (bo to przecież trasa polodowcowa!), których rysunki były umieszczone na słupkach informacyjnych wzdłuż szlaku.


Potem zdziwione byłyśmy hałasem samochodów w tej oddalonej od wszystkiego części świata. Przecież tu same prerie i kukurydza na około? Skad ten huk? Pokrótkiej chwili jednak wyjaśniło się. Jak tylko wyjechałyśmy z zadrzewionej części trasy nad otwartymi polami kukurydzianymi górowała ogromna konstrukcja toru wyścigowego Chicagoland Speedway w Joliet, gdzie kilka razy do roku odbywają się wyścigi samochodowe NASCAR. 
(Ciekawostki: wybudowanie Speedway kosztowało $130 milionów dolarów; jest to największy obiekt sportowy w Illinois i zajmuje ponad 1300 hektarów; tor wyścigowy jest w kształcie litery D; 500 akrów przeznaczone jest na parking co pomieści 50 tys. samochodów; 75 tys. to liczba miejsc na trybunach; a 15 pięter to wysokośc trybun).


W niedalekiej odległość od Speedway znajduje się następna perła Illinois: Midewin National Tallgrass Prarie. Jedyna na wschód od Mississippi federalna wysokotrawiasta łąka. To niezwykle rzadkie zjawisko udało się zachować w prawie naturalnym stanie dzięki znajdującemu się na tym terenie do lat 90-tych składowi amunicji wojska amerykańskiego. Midwin to ponad 40,000 hektarów chronionego terenu, które nigdy nie były używane jako pola uprawne. Szkoda tylko,że z naszej trasy rowerowej nie było połączenia ze szlakami w Midewin. I choć zjechałyśmy z naszej ścieżki na Arsenał Road szukając wjazdu do tego parku (bo nie było nigdzie tych informacji na naszych mapach) nie udało nam się tego dokonać. Po powrocie do domu po sprawdzeniu lepszej mapy teraz wiemy gdzie należy jechać, aby zwiedzić ten park: na całkiem drugą stronę parku! Zjechanie z trasy nie było dla nas jednak takim całkowitym hybieniem. Ta droga pod arsenałem, widać że wybudowana na potrzeby wojska, szeroka i nowoczesna, jest w ogóle teraz nieuczeszczaną drogą przez samochody. Mogłyśmy sobie bez przeszkód potrenować jazdę "bez trzymanki". Ola została królową tej specjalizacji. Ona tak może jechać przez kilka mil...



Wauponsee Glacial Trail okazała się dla nas trochę nudna trasą. Szlak przez 25 mil prowadzi prosto (po byłych torach kolejowaych), po płaskim terenie, prawie zawsze w otwartym polu, wśród kukurydzy i preriowych wysokich traw. Bez ciekawszych punktów widokowych czy historycznych, gdzie się można zatrzymać i "doedukować", troche nam się zaczęło nudzić. Bez problemów więc namówiłam dziewczyny na urozmaicenie sobie trasy powrotnej poprzez zboczenie z wyznaczonego szlaku i pojechanie spowrotem mało uczęszczanymi ulicami wzdłuż rzeki Kankakee na północ do miasteczka Wilmongton. To był bardzo dobry pomysł. 


Rzeka Kankakee okazała się bardzo szeroką rzeką, ale też i bardzo płytką. Prawie w każdym miejscu można ją przejść wpław. Pewnie z tego powodu też nie szaleją po niej hałaśliwe motorówki i barki, więc jest to bardzo przyjemne miejsce na odpoczynek. Tak było nam nad tą rzeką dobrze, że zrobiłyśmy sobie nad nią dwa dłuższe postoje. I nie obeszło się bez ściągania butów i taplania w wodzie. Droga powrotna do parkingu tymi bocznymi ulicami okazała się często bardziej urocza i przyjemna niż sam szlak rowerowy. Ruch kołowy na nich właściwie nie istniał. Brak samochodów i gładka nawierzchnia pozwoliły nam na dalsze trenowanie jazdy "bez trzymanki".







Powoli jednak zaczęłam martwić się faktem, że w telefonie baterie były na wykończeniu i mogłybyśmy się zagubić na tym nieoznakowanym pustkowiu bez dostępu do internetowych map. Po 35 milach już nie było czasu na zatrzymywanie się i na robienie więcej zdjęć. Trzeba było docisnąć. Coraz szybciej pedałowałyśmy w stronę parkingu, gdzie w samochodzie czekał na nas schłodzony szampan z czereśniami. Na te ostatnie 15 mil naszej trasy udało nam się spowrotem odnaleźć nasz szlak "polodowcowy". Oj, nudne są powroty tą samą trasą. Ale już na parkingu nikt nie narzekał na te ostatnie mile. Wszystkie byłyśmy szczęśliwe, że bez wiekszych przeszkód całe i zdrowe dotarłyśmy na miejsce. Pozostało nam teraz uczcić szampanem kolejny udany dzień na rowerze.


Podsumowując naszą 50-cio milową wycieczkę stwierdzam, że warto czasami pojeździć bocznymi ulicami i nie trzymać się kurczowo wytyczonej rowerowej ścieżki, szczególnie kiedy jest ona monotonna i trzeba nią spowrotem wracać.


     Anna Grochowska 
     Polka Circle