Friday, January 3, 2014

2013-12-15 Polka Circle Bicycle Club zimą też wybiera się na trasy!

Jest wiele wymówek, które można użyć, jako argument, aby zimą nie jeździć na rowerze. Najbardziej popularne tłumaczenia to to, że: jest zimno, jest ślisko, jest niebezpiecznie, można się przemoczyć i ubłocić; można się rozchorować i można zniszczyć rower. Większość ludzi nawet nie dopuszcza myśli, aby zimą wybrać się na rower. Rowerzyści z klubu rowerowego Polka Circle do takich nie należą. Zima, nie zima, a nasze rowery zawsze są gotowe do trasy. Bo jazda zimą jest ogromna frajdą trzeba się tylko do niej odpowiednio przygotować.


Po wyznaczeniu daty i trasy naszej kolejnej wyprawy i ogłoszeniu tego na naszej stronie (https://www.facebook.com/PolkaCircle) okazało się, że tylko dwie osoby nie przestraszyły się zimy i temperatury (14°F/-10°C): ja, bo już wcześniej jeździłam po śniegu i nie było to dla mnie nic ekstremalnego oraz Ola, która zaufała mi, że jest to zadanie do wykonania.


Na niebiesko: nasza trasa
Nasze przygotowanie się do jazdy w sezonie zimowym rozpoczęło się już wcześniej i głównie ograniczyło się do obgadania i przyszykowania odpowiedniego ubioru. Bo kiedy termometr wskazuje temperaturę poniżej 10 stopni Celsjusza, naturalnym odruchem jest wyciągnięcie z szafy wszystkiego, co mamy i założenie tego na siebie przed wyjściem na zewnątrz. To błąd. I nie tylko dlatego, że nie będzie wygodnie, ubiór będzie krępować nasze ruchy (i głupio będziemy wyglądać), ale przede wszystkim dlatego, że ubrane „na bałwanka” po kilku minutach jazdy rowerem spłynęłybyśmy potem i dopiero wtedy zaczęłybyśmy poważnie marznąć.  Ubranie trzy-warstwowe ("na cebulkę") jest najlepszą opcją na niską temperaturę. Trzy cienkie koszulki ochronią nas szybciej przed zimnem niż jeden gruby sweter, bo to nie materiał chroni nas, ale warstwa powietrza uwięziona pomiędzy poszczególnymi warstwami ubrań. Dodatkowo ruch rozgrzewa mięśnie i ruszającemu się człowiekowi nie jest zimno.


Podczas jazdy zimą obowiązkowe są: czapka, szalik, rękawiczki i ciepłe buty, bo na rowerze najszybciej marzną kończyny (place u rąk i nóg) oraz uszy i nos. Moją zasadą jest, aby korpus nie był zbyt dokładnie opatulony, ale ciepłe skarpety, szalik, rękawice i czapka (nachodząca na uszy) są konieczne. I choć moja czapka i szalik spisał się tego dnia na medal, muszę przyznać, że na ten nasz pierwszy w tym roku zimowy wypad nie dobrałam sobie najlepszych butów i rękawiczek. Zwykle rękawiczki mam troszkę za duże i z jednym palcem, ale nie mogłam ich znaleźć, więc wzięłam takie dopasowane i 5-cio palcowe. Niezbyt dobry pomysł. Ręce w rękawiczkach powinny mieć trochę luzu, bo rozsądne jest poruszanie palcami podczas jazdy. Dodatkowym moim błędem było to, że w domu założyłam na nogi cieplejsze „Sketchers”, ale zapomniałam wrzucić do samochodu porządne zimowe buty na zmianę na rower. I gdyby Ola nie wzięła ze sobą dodatkowych ocieplaczy (tzw. „hot-packs”), nasza wycieczka szybko by się zakończyła. Te jednorazowe ogrzewające woreczki (bardzo popularne wśród narciarzy), które wrzuciłam sobie do butów i rękawic uratowały mnie i nasz wypad nie musiał skończyć się po 15-stu minach jazdy. Przyznaję, że jestem zmarzluchem i bez tych woreczków daleko bym nie dojechała. Dzięki „hot-pockets” tego dnia spędziłyśmy 4.5 godziny na niezapomnianej przejażdżce rowerowej.


Na naszą trasę obrałyśmy Green Bay Trail, która rozpoczyna się w Wilmette, IL i biegnie równolegle do torów kolejowych linii Metra na północ poprzez takie miejscowości jak Kenilworth, Winettka, Highland Park i Lake Bluff. Nasz wybór podyktowały dwa powody. Po pierwsze szukałyśmy trasy, która jest bliżej miasta i jest większe prawdopodobieństwo, że jest ładnie odśnieżona. Po drugie, chciałyśmy zimą dojechać do plaży nad jeziorem Michigan, a szlak GBT nie odbiega od niego dalej niż jedna milę.  Nasz wybór to był traf w 10-tkę. Większość tras rowerowych wokół Chicago tej niedzieli (po obfitych sobotnich opadach śniegu) nie była przejezdna. Tak jak zakładałyśmy, Green Bay Trail (ze względu na to, że jest trasą wielofunkcyjną i nie tylko służy do rekreacji, ale na co dzień jest uczęszczana przez mieszkańców okolic, aby dotrzeć do przystanków Metry) była wspaniale przygotowana do jazdy rowerem.  Ścieżka ta jest również dobrze utrzymana, bo podkreśla ona ekskluzywny charakter dzielnic, przez które przechodzi.


Kiedy o 10 rano dojechałyśmy samochodem na parking przy City Hall w Wilmette, zajęło nam 15 minut, aby wygramolić się na zewnątrz. Było zimno, ale po sprawdzeniu prognozy pogody, spodziewałam się, że słońce wyjdzie zza chmur niedługo i temperatura trochę podskoczy do góry. Trzeba też zaznaczyć tutaj, że kiedy nie ma deszczu i błota, a ziemia jest zmarznięta to są do doskonałe warunki dla rowerzystów. Trzeba tylko uważać na lód, który może kryć się pod śniegiem. Po ustawianiu się do zdjęcia, aby udokumentować początek naszej trasy opatuliłyśmy się w szaliki i ustaliłyśmy, że naszym celem jest przejechanie co najmniej 8 mil tego dnia (miłym zaskoczeniem było dla nas na koniec trasy odczytać na naszych licznikach o wiele, wiele więcej mil).


Rozpoczęłyśmy trasę w miejscowość Wilmette, która znajduje się 14 mil na północ od Chicago i jest ona uważana, za jedną z najlepszych miejsc, do wychowania dzieci w USA. Tutaj przeciętny dochów na rodzinę to $145,000 i każdy mijany przez nas dom był ładniejszy, większy i bardziej zadbany od poprzedniego. Najbardziej jednak znanym i obfotagrafowanym budynkiem w Wilmette jest Świątynia Baha (Bahá’í House of Worship for North America), która jest obecnie jedyną taką świątynią w USA i uznaną została przez Biuro Turystyki Illinois za jeden z „siedmiu cudów Illinois”. Dla ciekawostki dodam, że amerykański aktor Rainn Dietrich Wilson (który najbardziej jest znany nam ze swojej roli egoistycznego Dwight’a Schrute z telewizyjnego serialu komediowego „Office”) i jego rodzina są członkami wiary bahaitów i przenieśli się na stałe z Seattle w stanie Washington do Wilmette w Illinois, aby lepiej służyć w swoim kościele. Tutaj w Wilmette urodziło się,  wychowało i żyje wiele innych sławnych osobistości, jak np. aktor komediowy Bill Murray, wieloletni president Playboya (równocześnie córka jego założyciela) Christie Hefner, właściciel klubu baseballowego Chicago Cubs Thomas S. Ricketts,  czy nasz teraźniejszy burmistrz Chicago Rahm Emanuel. 


Ale nie tylko Wilmette może się chlubić sławnymi mieszkańcami. Wzdłuż trasy Green Bay Trail każda miejscowość może się szczycić znanymi ludźmi. Na przykład w Kenilworth, kolejnej miejscowości na naszej trasie, (uznawnej za najbardziej ekskluzywną miejscowość Midwestu, gdzie przeciętny dochód na rodzinę wynosi $250,000) zamieszkuje Christopher George Kennedy (syn Ethel i Robert F. Kennedy). Też tutaj znajduje się szkoła New Trier High School, rozsławiona na całe Stany przez filmy „The Breakfast Club”, „Sixteen Candles”, „Uncle Buck” czy „Home Alone” („Kevin sam w domu”). My jednak nie zatrzymywałyśmy się tutaj na dłużej, bo słońce ciągle było schowane za chmurami i temperatura powietrza nie podnosiła się do góry, więc trzeba było pedałować, aby było ciepło.


W Winnetka nie umiałam się jednak oprzeć pokusie, aby przy ulicy Pine, nie zboczyć z naszej trasy na moment,aby zrobić sobie zdjęcie przed domem znajdującym się pod adresem 671 Lincoln Avenue. To tutaj właśnie nakręcono większość scen do komedii filmowej „Home Alone”, którą oglądałam jako nastolatka jeszcze w Polsce, zanim poznałam Amerykę osobiście.  Oli nie musiałam namawiać na ten „skok w bok” z trasy, bo choć Green Bay Trail była ładnie przygotowana do jazdy rowerowej, to niektóre jej odcinnki są dość monotonne i po jakimś czasie robi się nudno tak jechać ciągle wzdłuż torów kolejowych ulokowanych w wąwozie.

Do znanych ludzi związanych w Winnetka można zaliczyć piosenkarke Ann Hamton Callaway (która znana jest z napisania i zaśpiewania piosenki do serialu „The Nanny” oraz pisania piosenek dla Barbry Streisand); twórcę i gospodarza programu „Phil Donahue Show”, które było pierwszym takim talk show z udziałem publiczności; aktorów Chalton Heston i Rock Hudson; oraz amerykańskiego polityka Donald Henry Rumsfeld, który zasłynął jako Sekretarzem Obrony USA.


Glencoe, ostatnia miejscowość na naszej trasie, też może pochwalić sie sławnymi ludźmi. Tutaj wychował się aktor Fred Savage, najbardziej znany z roli Kevina Arnolda z serialu „Cudowne lata” (The Wonder Years). Także tutaj mieszkał nieżyjący już Gene Siskel najbardziej znany amerykański krytyk filmowy. 



Nas jednak nie interesowały już żadne domy, czy filmy nakręcane w okolicy. W Glencoe przy ulicy Hazel, która prowadzi prosto do jeziora Michigan i plaży Glencoe Beach poczułyśmy „nadmorski klimat”. Tutaj porzuciłyśmy szlak GBT i udałysmy się na zasypną śniegiem plażę. W tym też czasie słońce powoli zaczęło wychodzić zza chmur. I choć zdawałyśmy sobie sprawę, że temperatura nie podskoczy do góry, w słońcu od razu przyjemniej robiło się orły na śniegu i nasze zdjęcia wychodziły lepiej. Na mnie plaża zimą zawsze robi niesamowicie wrażenie. O tej porze roku prawie nigdy nie ma tutaj ludzi i można bezkarnie pobawić się na plaży w śniegu jak dzieci (co zresztą obie z Olą od razu zrobiłyśmy).







Sesja fotograficzna na plaży w Glencoe dobiegła końca, ogrzewacze powoli przestawały działać i ciepła herbata w termosie się skończyła, więc trzeba było wracać do samochodu. Choć sił miałyśmy jeszcze dużo, postanowiłyśmy jednak nie przeholować, szczególnie że musiałyśmy wracać pod wiatr, który był coraz mocniejszy. A wiatr zimą potrafi być szczególnie dotkliwy i potrafi „wywiać” całe ciepło. Na szczęście oprócz mojej gafy z butami i rękawiczkami, obie byłyśmy odpowiednio ubrane na naszą jazdę i udało nam się wrócić do samochodu „ciepłe”.



Cieszę się, że Ola zdecydowała się wybrać ze mną na tę trasę, bo jest już chętna na dalsze wyprawy zimową porą. I choć obie wolimy ciepły klimat i jazdę w wysokich temperaturach, zgodnie stwierdziłyśmy, że zimą też da się jeździć z przyjemnością i z satysfakcją. Trzeba się tylko dobrze do tego przygotować.  A po powrocie należy rower zabezpieczyć tak, aby nie zardzewiał. Sól i woda działają nie tylko na buty i auta, ale też na rowery destrukcyjnie. Jeśli komuś szkoda dobrego i drogiego sprzętu na warunki zimowe, to warto zakupić tańszy rower, którego nie szkoda. Niektórzy też modyfikją swoje rowery, poprzez założenie specjalnych opon z kolcami. Pamiętać jednak trzeba, że kolce cudów nie zdziałają i owszem przydadzą się w jeździe po lodzie, ale przecież tak naprawdę nikt po nim specjalnie  nie jeździ. Zazwyczaj mamy do czynienia z ubitym śniegiem, z którym poradzą sobie całkiem nieźle zwykłe opony.


Tak więc dosyć wymówek i argumentów przeciwko jeździe zimą. Nie trzymają się one kupy. Jeśli są jakieś dodatkowe powody, dla których nie wsiadacie na rower zimą, to proszę podzielcie sie z nami. Zapraszamy na nasza stronę, do naszego blogu (http://polkacircle.blogspot.com/) i na wspólną przejażdżkę z Polka Circle.


Anna Grochowska

Polka Circle Bicycle Club.