Na niedziele,
15-tego września, w Chicago i w całym stanie Illinois zapowiadano ulewne
deszcze. Co tu więc robić? Gdzie jechać na rowery? Polka Circle znalazła szybko
odpowiedź! Jedziemy do stanu gdzie nie pada. Łatwiej to jednak było powiedzieć
niż zrealizować. Bo okazało się, że zapowiadano opady nie tylko w Illinois, ale
i we wszystkich stanach do niego przylegających. Najbliższą trasę rowerową,
gdzie miało być sucho do godzin wieczornych znalazłyśmy w Ohio. I co z tego, że
trasa dojazdowa samochodem zajęła nam 4 godziny. Dla członków Polka Circle to nie problem. No
może nie dla wszystkich, ale Ola i ja bez długich namysłów wrzuciłyśmy nasze
rowery na samochodowy wieszak i nie oglądając się na maruderów (bo nie było
czasu) goniłyśmy po autostradzie I-88 przez Indianę w stronę Toledo w Ohio.
Na czerwono to nasza trasa przebyta samochotem a na niebiesko trasa pokonana na rowerze |
Według naszej
mapy trasa miała zacząć sie w miejscowości Napoleon, nazwanej tak na cześć
francuskiego cesarza Napoleona Bonaparte, a znajdującej się w
północno-zachodnim Ohio. Założone w 1832 roku, Napoleon było w przeszłości dość
ważną miejscowością dzięki jego strategicznej lokalizacji na drodze pomiędzy
Chicago i Nowym Jorkiem i dzieki przebiegającym tutaj dwóm oddzielnym liniom
kolejowym i kanałowi Miami-Erie. Dzisiaj
jest to senne miasteczko, nad piękna rzeką Maumee, utrzymujące się ze sportów
rekreacyjnych i największej na świecie fabryki słynnej zupy „Campbell”.
Ze znalezieniem
początku szlaku rowerowego miałyśmy kłopot, ale bez problemu znalazłyśmy
budynki przedsiębiorstwa „Campbell”, które dominują nad całą okolicą. Dzięki
artyście pop kultury Andiemu Warhol firma „Campbell Soup Company”znana jest dzisiaj
całemu światu. Ta firma przetwórcza,
założona już w 1869, wpisała się do amerykańskiej historii , kiedy wymyślone
przez jej właścicieli skondensowane zupy
w puszkach wpłynęły na sposób w jaki Amerykanie do dzisiaj się odżywiają . Dzisiaj
również do rodziny „Campbell” dołaczyły
inne marki, jak „Pepperidge Farm” (pieczywo) czy„Arnott” (pieczone
australijskie przekąski). I chociaż Ola, jako bardzo zdyscyplinowana weganka,
nie lubiąca tego przedsiebiorstwa (bo uważa, że przetwory przez nią produkowane
nie nadają sie do jedzenia), dała namówić się do zrobienia mi kilku zdjęć na
tle jego budynków.
W poszukiwaniu
szlaku rowerowego wzdłuż rzeki Maumee i parkingu, gdzie nasz samochód mógłby
bezpiecznie na nas czekać, oddaliłyśmy się na wschód od miejscowości Napoleon o
15 mil. Na naszej mapie trasa Anthony Wayne Trail miała biegnąć wzdłuż ulicy
Old US24. W rzeczywistości nie była to oddzielna droga dla rowerzystów, ale
zwykła szosa, którą trzeba było dzielić z ruchem kołowym. Kto mnie zna wie już, że ja nie jestem chętna
do takiej jazdy razem z samochodami. Dopiero w Grand Rapids przy kataraktach na
rzece (Maumee River Rapids) znalazłyśmy w Providence Metropark parking i początek
oddzielnego szlaku dla rowerów. Była godzina 12-sta w południe.
Towpath Trail okazała
się bardzo malowniczą trasą prowadzącą po płaskim terenie pomiędzy rzeką Maumee
i kanałem Miami & Erie i jest jednym z najbardziej popularnych szlaków w
Ohio . Zbudowany w latach 1825-45 Miami & Erie Canal jest inżynieryjnym cudem
techniki ciągnącym się z Cincinnati do Toledo. I tak jak w naszym stanie, w miastezku
LaSalle (I&M Canal ) tutaj też można wykupić bilet na przejazd statkiem-repliką
„Volunteer” ciągnętym przez muła po odrestaurowanym częściowo kanale oraz
posłuchać ubranych w kostiumy z minionej epoki przewodników starających się
odtworzyć klimat Ameryki z połowy 19-tego wieku. Takie systemy kanałowe były używane w XIX
wieku jako główna droga transportu pomiędzy wschodnim wybrzeżem i Chicago, aż do
czasu wprowadzenia konkurencyjnie tańszych koleii żelaznych. W Providence
Metropark nie tylko zajęto się konserwacją tego zniszczonego przez powodzie
kanału, ale odrestaurowano też stary młyn (Isaac Ludwig Mill) i sklep z
pamiątkami dla uciechy turystów i naszej, bo kilka ciekawych fotek udało nam się
tam zrobić. Warto też wspomnieć, że własnie tutaj koło młyna Lock#44 to jest
jedyna zachowana, działająca i ciągle używana śluza w stanie Ohio. Ciekawostką
jest też to, że droga zwana Anthony Trail Wayne (czy USRoute24) powstała w
latach 30-tych i 40-tych XX-wieku na miejscu zasypanego kanału.
Dalsza część
szlaku Towpath to doskonałe miejsce do słuchania i podglądania licznych tutaj
ptaków, ale my na to nie miałyśmy już czasu. Zbyt długo zabalowałyśmy przy
robieniu zdjęć koło młyna i zbieraniu kasztanów w Farnsworth Park. Chociaż
byłyśmy już w trasie dwie godziny, dopiero osiem mil miałyśmy na naszym koncie.
Ale wstyd! No przecież nie mogłyśmy z takim słabym wunikiem wrócić z Ohio do
Chicago. Trzeba było jechać dalej.
Koło Waterville
dodatkowa atrakcja wstrzymała nas na
kolejną sesje fotograficzną. The
Interurban Bridge, znany również jako the Ohio Electric Railroad Bridge, to zabytkowy most kolejowy zbudowany na rzece
Maumee w 1907 roku, którego jedna z podpór została umieszczona na świętej
wyspie Indian z plemienia Ottawa. Ten swego czasu najdłuższy most na świecie
zbudowany według rewolucyjnej na ówczesne czasu konstrukcji ze zbrojonego
betonu wypełnionego ziemią został wpisany do rejestru zabytków w 1972 roku.
Natomiast Roche De Bout, to ta wyspa wapienna, która była legendarnym miejscem
spotkań lokalnych Indian walczących przeciwko legionom generała Mad Anthony’ego
Wayne’a pod koniec XVIII-tego wieku. Lokalne władze zgodziły się na budowe mostu
pod warunkiem, że zabytkowa wapienna skała nie zostanie zbeszczeszczona w
jakikolwiek sposób. Pomimo zapewnień,
firma budująca most wysadziła około jedną trzecią tej skały wywołując
wielkie kontrowersje wśród oburzonych mieszkańców okolicznych miejscowości. Z
biegiem czasu opadły emocje i uroda tego mostu zaprojektowanego na wzór rzymskich
akweduktów zaczęła przyciągać w te okolice artystów malarzy i ruch turystyczny.
Nas też urok tego most wstrzymał na dłuższy czas. Obstrykałyśmy go zdjęciami z
każdej strony, gdzie się dało. Wtedy to też zdałyśmy sobie sprawę, że ciemne
chmury nadciągają z północy i może nas dopaść deszcz wcześniej niż myślałyśmy.
Przeglądając
Internet i prognozy meteorologiczne na Iphonie zapewniałam Olę, że deszczu nie
będzie, aż do piątej po południu. Patrząc na niebo nie byłam jednak 100% tego
pewna. Była trzecia trzydzieści, a niebieskie niebo zasłoniły ciemne chmury. Po
moich zapewnieniach, że deszcz nam jeszcze nie grozi, zdecydowałyśmy się pojechać
dość ruchliwą ulicą Michigan na północ do trasy rowerowej Wabash Cannonball
Trail, aby nie wracać tą samą drogą do naszego autka. Po pierwsze jest ciekawiej poznać inne
okolice, po drugie chciałyśmy trochę poczuć, że jesteśmy na rowerach i dołożyć
trochę mil do przebytego w tym dniu dystansu. Na tym 4-ro milowym odcinku na
szosie pomiędzu Waterville i Whitehouse po raz pierwszy widziałam panike w
oczach Oli, kiedy duże krople deszczu zaczęły nas bombardować. Ja miałam
okulary i czapkę z daszkiem, ale Ola jadąc pod wiatr i deszcz miała nietęgą
minę. Czułam się winna, że wpakowałam nas w tarapaty. Myślałam już o tym, aby
zajechać do jakiegoś mijanego przez nas domu
i prosić o schronienie. Na szczęście dzień był ciągle bardzo ciepły, deszcz
przestał padać i nawet słońce wyszło zza chmur, kiedy w końcu dotarłyśmy do szlaku
rowerowego.
I warto było tam na
północ pojechać. I dobrze się też złożyło, że pomyliłyśmy się troszeczkę
wjeżdżając na całkiem nowiusieńki szlak rowerowy, który nie był jeszcze na
mapie zaznaczony, a który ciągle nie był tą trasą do której zmierzałyśmy. Mimo,
że troszkę zboczyłyśmy z drogi, ten bezimienny szlak doprowadził nas do ślicznego
jeziorka w miejscu byłego kamieniołomu Nona France Quarry. Obok kamieniołomu
nie udało nam się podjechać rowerami na dość stromą górkę saneczkową, ale po
wrapaniu się na piechotę ze względu na widoki sesja zdjęciowa była tam bardzo
udana. Tak nam się podobało nad tym kamieniołomem, że żal nam było odjeżdżać,
ale zdopingowały nas ponownie nadciągające szare chmury.
Była już czwarta
po południu, a my miałyśmy jeszcze jedną trzecią drogi przed sobą. Trzeba było jak najszybciej znaleźć tę Wabash
Cannonball Trail i trzeba było włączyć piąty bieg. Trasa Cannonball jest prostą
jak strzała asfaltowaną drogą, więc bez problemu udało nam się rozwinąć potrzebną
szybkość, aby na piątą być na parkingu. Jechało nam się tak szybko, że nadrobiony
czas poświęciłyśmy na zdjęcia w kukurydzy.
Na parking dotarłyśmy
zaraz przed piątą. Wyciągnęłyśmy z „kulera” schłodzony szampan i nad rzeką
Maumee przy kataraktach oblewałyśmy kolejny udany wypad Polki Circle. Deszcz
przyszedł punktualnie o piątej. Czułyśmy się „very lucky” tego dnia i
postanowiłyśmy pojechać do pobliskiego Toledo do kasyna.
Niestety, szczęście nas zawiodło i lżejsze o $20, ale szczęśliwe po udanym dniu wracałyśmy autostradą I-88 z powrotem do Chicago.
Anna
Grochowska
Polka
Circle